Rano był czas na górskie wędrówki a późne popołudnia spędzaliśmy na zwiedzaniu czego tylko się da...i tak właśnie trafiliśmy do cudownego miejsca...Muzeum Motyli. Właściwie to jeden pokoik w którym jest pełno motyli. Można je brać na rękę, dotykać, one same siadają na głowę ubrania. Oprócz motyli są też karaczany (brrr), wij afrykański, zeberki australijskie, ptasznik.
Karol był w muzeum dwa razy, chciał jeszcze trzeci raz...ale już nam brakło dni:). Dziewczyna która oprowadza po muzeum opowiada cykl życia motyla, pokazuje czym się żywią...te w muzeum miały słodki sok i...banana!! Karol tak się oswoił z motylkami ze brał je sam z zasłonek na rękę, na bluzkę. W zasadzie Karol mógłby w tym pokoju spędzić cały dzień!
Franio jakoś specjalnie nie podzielał entuzjazmu Karola, najbardziej mu się podobało źródełko i fontanna która tam się znajdowała (bo jest woda jest radość). A motylka którego mu pani dała na rączkę...lekko poturbował;)
Można tam tez kupić prawdziwe motyle w ramce za szybką...oczywiście taką właśnie pamiątkę z wakacji (m.in) przywiózł Karol, ceny od 40 zł wzwyż, zależy jaki motyl. Można tez kupić magnesy z motylem...też mamy, chyba za 5 zł.
Wstęp o ile dobrze pamiętam to 12 zł, za dzieci do 6 lat bezpłatnie.
Z tego co kojarzę w Krakowie tez takie muzeum jest...a przynajmniej kiedyś było. Polecamy Wam to miejsce!