PAPUA - Egmont

Nadszedł czas jesieni. Długich wieczorów i pogody niesprzyjającej do wychodzenia z dziećmi na zewnątrz. Dodatkowo ograniczenia spowodowane epidemią, spowodowały to, że  więcej czasu spędzamy w domu. Gdy już nasze dzieci po raz kolejny przeczytały ulubioną bajkę, zbudowały „wszystkie możliwe” budowle z klocków, to moim zdaniem dobrym pomysłem jest sięgnięcie po gry. I nie chodzi mi tutaj o gdy komputerowe, tylko o gry planszowe, które choć czasem mogą być odłożone na przysłowiową półkę, to jednak dobrze jest wrócić do nich. Nie ukrywam, że często z młodszym synem, nawet przy śniadaniu  siadamy na dywanie i rozgrywamy bitwę o „grzybki”, łapanie myszek, czy też rywalizujemy, kto pierwszy dotrze do mety. Dobrze jest mieć w domu też w zanadrzu jakąś nową, że tak powiem – „nieograną grę”, która będzie wzbudzała na nowo emocje wśród domowników. Ostatnio rozpoczęliśmy naszą planszową przygodę z nową pozycją Wydawnictwa Egmont, grą – „Papua”, której autorem jest pan Grzegorz Rejchtman. 

W popołudniowy dżdżysty dzień możemy z rodziną przenieść się na oceaniczne wyspy i starać się zdobyć jak najwięcej punktów. Gra przeznaczona jest dla 2 do 4 graczy. Przygotowana jest też tak, że z powodzeniem możemy rozgrywać „potyczki” na różnych poziomach trudności. Mamy bowiem przygotowane zarówno plansze z trudniejszymi, jak i łatwiejszymi zadaniami przeznaczonymi dla młodszych uczestników. „Papua” zawiera 32 takie dwustronne plansze zadań. Dodatkowo zestaw zawiera 52 kafelki mostów (po 13 sztuk w każdym kolorze – dla czterech graczy), cztery pionki, żetony bonusowe, cztery żetony wulkanów, kostkę oraz Spinner. 


Celem gry jest ułożenie kafelków mostów tak aby połączyć ze sobą wyspy ze wskazaną drogą startową. Komu się to uda - zdobywa żeton bonusowy. Gra trwa osiem rund i który gracz zdobędzie najwięcej takich żetonów – wygrywa. Jednak gra „Papua” to nie tylko zwykła „układanka”, ponieważ ważny jest też czas ułożenia mostów. Jeden z graczy rzuca kostką, która wskazuje drogę startową. Wszyscy równocześnie, ale jak najszybciej potrafią układają kafelki mostów, aby połączyć ze sobą wspomniane cztery wyspy. Oczywiście kto ułoży, jako pierwszy krzyczy: „Papua”!, a pozostali przerywają układanie. Podliczamy punktację, która kończy pierwszą z ośmiu rund. 










Na końcu rozgrywki gracz, który otrzymał największą ilość punktów – wygrywa. Dla młodszych graczy mamy łatwiejszy wariant – trzech wysp. Losowo „usuwamy” jedną z czterech wysp, do której nie prowadzimy mostków. Inne reguły gry są w zasadzie niezmienne.

Nie ukrywam, że gra rozbudza emocje i nieraz może dojść do małych kłótni, o to kto był pierwszy. Dla młodszych graczy można zastosować zasadę trzech wysp a dla starszych czterech – co będzie bardziej sprawiedliwe i oczywiści mniej „kłótniogenne” u graczy o mniejszej szybkości układania. 

Generalnie wydawnictwo Egmont wprowadzając na rynek „Papuę” przysłużyło się i z pewnością przysłuży się niejednej rodzinie. Gra jest na tyle emocjonująca i intrygująca, że z pewnością każdy członek rodziny będzie chciał w nią zagrać i zmierzyć się z innymi. „Papua” gwarantuje nam wspólne i zabawne  spędzenie czasu z dziećmi. Jednak mogę też podpowiedzieć, że gra dobrze sprawdza się też u starszych i dorosłych graczy. W listopadowy, czy też grudniowy wieczór możemy wyzwać na pojedynek swojego współmałżonka i spędzić razem z im czas, dobrze się przy tym bawiąc. Polecam! 

 

 

Post bierze udział w super projekcie: Grajmy :)