Dolina Chochołowska

W sobotę rozpoczęliśmy sezon górski. Zawsze zaczynamy od Leskowca...ale tym razem zrobiliśmy wyjątek i pojechaliśmy do Zakopanego i odwiedziliśmy Dolinę Chochołowską:)

To już trzecia wizyta Karola, a druga Franka w Dolinie Chochołowskiej. O poprzednich możecie przeczytać TU i TU. Tym razem cel był jeden - zobaczyć krokusy. Każdy cieszył się krokusami, a Karol cieszył się spotkaną jaszczurką i żuczkiem:) Franek z kolei cieszył się kamieniami...

Pogoda była cudna! Kurtki zimowe przydały się tylko na pewnym odcinku, a potem już tylko bluzy. Dolina Chochołowska ma 9 kilometrów - które Karol sam przeszedł na nogach. Franek cześć w nosidle turystycznym, cześć na nogach!! Byłam bardzo dumna z nich! Początkowo mieliśmy w planie do połowy - czyli do Polany Husickiej dojechać ciuchcią - nawet do niej wsiedliśmy, ale po ujechaniu kilku metrów...odpadło koło! Dosłownie, poturlało się w dół. Nikomu nic się na szczęście nie stało! Obawiałam się czy dadzą chłopaki radę...ale dali radę! 

Jedyny minus...tłumy ludzi, dosłownie tłumy! Długa kolejka do kasy żeby w ogóle wejść do doliny, w schronisku kolekcja do ubikacji, do bufetu, żeby usiąść...każdy chciał zobaczyć krokusy;) No i bezmyślność ludzi, nie wiem czy to właściwe słowo, może bardziej brak wyobraźni (?)...ludzie wchodzący w krokusy, deptający je tylko po to żeby zrobić sobie z nimi zdjęcie, w krokusach na krokusach obok krokusów...ech:/ a obok tabliczki że krokusy chronione, żeby nie deptać, nie wchodzić...Nasze zdjęcia są robione zza ogrodzenia lub ze szlaku i uważam ze ładne, wcale nie trzeba siąść w krokusach żeby mieć świetną pamiątkę.








 Bardzo mnie cieszy ze chłopaki załapały górskiego bakcyla. Bo jeszcze dużo przed ich pojawieniem się bardzo, bardzo dużo chodziliśmy po górach. Teraz kiedy możemy tę pasję realizować z dziećmi jest jeszcze fajniej:)

Dowód na piesze wędrowanie po górach...z dziećmi:


O innych górskich wędrówkach możecie przeczytać TU